Pomysł wyjazdu do Maroka pojawił się jakieś półtora tygodnia przed samą podróżą. Urodziny, święta, urlop. Uciekliśmy. Do miejsca, które było nam już znane z poprzedniej podróży w tamte rejony. Udało się oderwać głowę, nie myśleć, cieszyć się słońcem, gorącym i miękko szeleszczącym piaskiem pod stopami, wspólnym leżeniem na jednym ręczniku na plaży, smakiem miętowej herbaty, która nigdzie nie smakuje tak dobrze, jak tam. Milion małych rzeczy, które utkwiły w pamięci. I jedna wielka rzecz, dla nas najważniejsza.
To był najpiękniejszy dzień naszego pobytu w Maroku. Pojechaliśmy miejskim autobusem do Taghazout, wioski rybackiej znanej bardziej jako wioska współczesnych hippisów (a może i hipsterów?). Znajduje się 20 km od Agadiru. Mimo, że jest to dość turystyczne miasteczko, do którego zjeżdżają surferzy-hippisi z całego świata, bez problemu znaleźliśmy kawałek plaży tylko dla siebie.
Na autobus musieliśmy swoje odczekać. Pewnie byśmy już zrezygnowali, gdyby nie pojawił się na horyzoncie. Niestety na rozkłady nie było co liczyć. Marokańczycy robią, co chcą i kiedy chcą. Na szczęście autobus z numerem 32 ostatni przystanek miał w Taghazout, więc nie było strachu, że wysiądziemy nie tam, gdzie trzeba. Przystanki w niektórych miejscach też są dość prowizoryczne. Gdy dotarliśmy do meczetu w Taghazout, poszliśmy na spacer po okolicy. Miasteczko to w sumie jedna ulica, kilka wzniesień i plaża z miejscem do surfowania. Od razu spotkaliśmy wyluzowanego hippisa. I małego, słodkiego kotka. I jedną poszkodowaną czarną owcę.
Kątem oka zobaczyliśmy małą zatokę i poszliśmy w stronę oceanu. Widok był zachwycający. Woda, łódki i pustka. Usiedliśmy na kamieniach, zjedliśmy słodkości, które mieliśmy ze sobą i powygłupialiśmy się jak zwykle. Po drodze mijali nas surferzy, którzy mieli tu raj, jeśli chodzi o wielkość fal.
O dziwo, wiatr od strony oceanu był praktycznie nieodczuwalny. Dużo bardziej wietrznie było w samym Agadirze. Przeszliśmy się wzdłuż plaży, napisaliśmy świąteczne życzenia na piasku i poszliśmy na górę, gdzie był widok na całą zatokę, a przy okazji szkółka dla surferów i mała kawiarnia.
Wróciliśmy autobusem, który był załadowany po brzegi. Powyżej zbiórka pod meczetem, spod którego w miarę krótkim czasie zgarnął nas kierowca autobusu. W Agadirze poszliśmy jeszcze na zachód słońca na plażę. Tu już było chłodniej, więc opatuleni w swetry wzięliśmy koc i ruszyliśmy dalej.
Wieczorem mieliśmy okazję do świętowania. Taka mała rzecz, a tyle zmienia.
21 komentarzy
Długa droga do domu
8 stycznia 2014 at 07:57Wszystkiego najlepszego :)
Kelly
8 stycznia 2014 at 10:33:))) pięknie! Uwielbiam Twoje zdjęcia. I jeszcze raz gratuluję :)
K. /altairea
8 stycznia 2014 at 12:05Ogromne gratulacje, zaręczynowych cudowności! :-)
Przepiękne zdjęcia. Aż zachciało się tam być!
Karolina Szpunar
8 stycznia 2014 at 16:08Ależ ja lubię Twojego bloga :) Mogę na nim siedzieć godzinami!
Przy okazji, gratuluję zaręczyn :) Wszystkie naj naj naj!
tola
11 stycznia 2014 at 11:13dziękuję :))
M.
8 stycznia 2014 at 17:15Oczywiście piękne zdjęcia – jak zawsze.
Ja też awansowałam na narzeczoną pod koniec ubiegłego roku. I zgadzam się w stu procentach z Twoimi słowami: taka mała rzecz, a tyle zmienia.
:)
tola
11 stycznia 2014 at 11:13aaaa, to również gratuluję :)
lazymonday
8 stycznia 2014 at 17:53Gratulacje! :)
tola
11 stycznia 2014 at 11:13:))
paulina
8 stycznia 2014 at 19:34zawsze czytam, ale to już wiesz. jest mi tu dobrze, to też już wiesz. pierwszy mój komentarz bo okazja wspaniała, widocznie czekał na tak dobry moment. świetne zdjęcia. wyjątkowa okazja, aż mi się wszystko cieszy jak przeczytałam. samych dobroci. samych!
tola
11 stycznia 2014 at 11:12dziękuję za ten pierwszy komentarz :))
gabi
8 stycznia 2014 at 20:04Gratuluje :) i pytam skad masz ta cudowna zielona torebke :)
tola
11 stycznia 2014 at 11:09cudowna zielona torebka jest od Agi Prus :)
tunia
9 stycznia 2014 at 21:34Tolu, czy zatrzymywaliście się w hotelu Hotel Blue Sea Le Tivoli?
Jesli w jakimś innym, godnym polecenia, czy możesz dać znać w jakim, proszę?
Planujemy z mężem wyjazd w maju i bardzo zależy nam na milym miejscu. z góry dziękuję :)
tola
11 stycznia 2014 at 11:12tak, to był ten hotel! kameralny i całkiem przyjemny (tylko mały wybór jedzenia – na szczęście nie braliśmy AI). zależało mi na hotelu od ulicy, żeby nie wiało. jeśli chodzi o AI, to polecam hotel Iberostar Founty Beach, tuż przy oceanie (jeśli nie przeszkadza Wam wiatr, to będzie super). Kenzi też odnowili i podobno jest super, ale w tym akurat nie byłam, więc nie wiem, tylko tyle, co pani rezydentka wspomniała, bo też się nad nim zastanawialiśmy.
tunia
15 stycznia 2014 at 17:21Ojej ale super! Rozpoznałam ten hotel dzięki Twojemu instagramowi :D Czy ten hotel naprawdę jest od ulicy? Z opisu Itaki wywnioskowałam, że jest w ogrodzie :( Czy to ruchliwa ulica? A czy słyszałaś jakieś opinie na temat Hotel Royal Atlas & Spa?
Bardzo Ci dziękuję za wszystkie informacje i oczywiście dołączam się do zaręczynowych gratulacji!
tola
11 lutego 2014 at 09:14W środku jest mały ogród, ale raczej pomiędzy budynkami, ale na ulicę nie ma żadnych okien, wszystkie są w stronę morza. o Royal nic nie słyszałam niestety ;)
Ślubna Herbata
10 stycznia 2014 at 16:26Zdjęcia piękne! Gratuluję zaręczyn :)
niezasypiaj
12 stycznia 2014 at 17:02Cudowne zdjęcia i cudowna 'mała rzecz’ :). Gratulacje!
Drama
16 stycznia 2014 at 21:57Tak czułam, czytając notkę, że skończy się pierścionkiem! Aż uśmiech zjawił się na mojej twarzy. Gratuluję! : )
tola
29 stycznia 2014 at 17:49dziękuję :))