Spoglądam za okno i gdy widzę, że ulubiona mleczna mgła została zastąpiona przez smog, a na trawie nie ma ani kawałka zieleni, bo wszystko przykryte szronem, to trochę robi mi się słabo i dlatego wracam do ciepłych jesiennych dni, które spędziliśmy w pięknym hotelu Heron, położonym nad jeziorem Rożnowskim. Być może szukacie inspiracji na walentynkowy wyjazd we dwoje albo po prostu chcecie uciec z miasta chociaż na jedną noc w jakieś piękne luksusowe miejsce? Jeśli tak, to hotel Heron jest dla Was!
W SAMYM SERCU JEZIORA
To co nas najbardziej zachwyciło i było głównym powodem wyboru tego hotelu to jego położenie. Heron jest praktycznie z trzech stron opleciony przez jezioro, a widok z pokoju, hotelowej restauracji czy basenu za każdym razem robi wrażenie. Latem można zakochać się w zachodzącym słońcu, a w mgliste jesienne poranki przypomina skandynawskie krajobrazy. Pogodą nie musimy się martwić, bo o każdej porze i w każdych warunkach będzie tu przepięknie. Szczególnie uwielbiany jest tu nieduży basen, który sprawia wrażenie bycia na skraju jeziora. Nam trafiła się pogoda idealna, więc leżakowanie przy basenie z książką było bardzo pożądane. Nie widać ludzi dookoła, bo zrobiliśmy sobie weekend w środku tygodnia. Podobno w weekendy nad basenem przewijają się tłumy. Polecam więc wycieczkę poza sezonem.
HOTEL HERON – KUCHNIA
Kolejnym zachwycającym elementem było jedzenie. To śniadaniowe pomijam, bo ja rano raczej nie zjadam dużo, a do szczęście potrzeba mi tylko kawy i twarogu, więc wszelkie hotelowe poranki kończą się dość minimalistycznie. Natomiast wieczorem… Restauracja Sienna 104 przeniosła nas na wyższy poziom smaku. Począwszy od przepysznie śmietanowej burraty z lodami bazyliowymi i sałatki z wołowiną, która ponoć rozpływała się w ustach.
Jako główne danie na stole wylądowały: comber jagnięcy (w towarzystwie koniaku), który był polecany jako zwycięskie danie w konkursie kulinarnym L’Art de la cuisine Martell 2016 i królik w dość słodkim, azjatyckim sosie.
Ja i tak najbardziej ciekawa byłam deserów i po przystawkach już przebierałam nogami, by spróbować pierogów czekoladowych z nadzieniem waniliowym i lodami z pieprzem (delikatne i pulchne) oraz musu kokosowego z galaretką z marakui i lodami miętowymi (ciut słabsze, ale ja nie przepadam za kokosem, więc nie wiem, co mnie podkusiło, ale reszta bardzo okej).
Innego dnia zjadłam najdelikatniejszego na świecie dorsza, a rozkoszując się rybą nadal nie mogłam oderwać wzroku od jeziora.
WNĘTRZE I ZEWNĘTRZE HOTELU HERON
Hotel został urządzony z wielkim smakiem i dość minimalistycznie. Nie ma tu przepychu i nadmiaru wrażeń, jest za to komfort i spokój za sprawą otaczającej natury, za którym się tęskni po wyjeździe. Jest też gdzie się ukryć wśród leśnych ścieżek oplatających hotel. Można przejść się na spacer wzdłuż jeziora lub wyruszyć autem gdzieś dalej. W Nowym Sączu jedliśmy pyszne lody!
Mimo, że bliżej nam raczej do agroturystyki niż wielkich hoteli, to kilka dni w Heronie sprawiło, że byliśmy blisko natury, a jednocześnie mogliśmy korzystać z luksusów oferowanych przez hotel. Myślę, że wielkim plusem było to, że byliśmy poza sezonem i poza kilkoma mijanymi na śniadaniu czy kolacji parami nie było widać zbyt wielu gości. Dzięki temu mogliśmy odpocząć zgodnie z planem i odetchnąć nad brzegiem jeziora bez konieczności dzielenia się nim z innymi (tacy jesteśmy samolubni;). Minusem (albo dla odmiany – plusem) było to, że podczas naszego pobytu nie działał zbytnio internet i to chyba jedyna rzecz, na którą można ponarzekać. Ale nie jest to nic, co miałoby wpłynąć na ocenę tego miejsca. Jestem pewna, że jeszcze tam wrócimy. Może jesienią, by zanurzyć się we mgle i bez wyrzutów sumienia wcinać comfort food, który oferują w hotelowych restauracjach.
Jeśli znacie inne takie miejsca w Polsce, koniecznie dajcie znać!
9 komentarzy
paulina
20 stycznia 2017 at 20:09Tolu no trudno będę się powtarzać, ale co zrobić kiedy właśnie tak jest – kocham ten spokój u Ciebie. Jest tu tak otulająco. A dodatkowo jeszcze dzisiaj kiedy piszesz tak dobrze i ciepło o moim miejscu na świecie. O mojej Sądecczyźnie. Jest jej kawałek i choć ja serce mam ulokowane po drugiej jej stronie – bardziej w górach i w Nowym Sączu, to sądeckie od Krynicy po Gródek to moje tu życie i moja praca. Cieszę się, że zostawiłaś tu kawałek siebie i że kiedyś wrócicie. Tu jest jeszcze tyle do zobaczenia. Wspaniale byłoby obejrzeć to co tak dobrze znam Twoimi oczyma :)
tola
22 stycznia 2017 at 12:08dla nas to było pierwsze doświadczenie na Sądecczyźnie, więc wierzę Ci, że po drugiej stronie może być jeszcze piękniej :) ja całe życie wolałam morze od gór, ale ostatnio to się trochę zmienia. następnym razem jak będziemy w pobliżu, będę się odzywać :)
dziękuję za miłe słowa! dla mnie ten spokój, który tu widzisz to wielka siła.
Kluska
21 stycznia 2017 at 16:25Niesamowite miejsce. Myślę o podróży poślubnej właśnie tam. Ewentualnie coś innego w tym klimacie. Też byłabym więc wdzięczna za jakieś namiary na podobne, urokliwe tereny ;).
tola
22 stycznia 2017 at 12:09podróż poślubna to super pomysł :)
w tym roku planujemy kilka wyjazdów w głąb Polski, więc będę na pewno pisać o nich na blogu :)
marta
23 stycznia 2017 at 11:54Piękne widoki, zabarałaś mnie w świat marzeń :) Koniecznie muszę odwiedzić to miejsce. Czekam z niecierpliwością na kolejne wyjazdowe wpisy, jesteś ogromną inspiracją, tak bardzo wpisującą się w moje klimaty…
Pomijając całe otoczenie – zakochałam się w Twoim stroju kąpielowym, gdzie można taki dostać?
tola
25 stycznia 2017 at 10:22baaardzo mi miło! <3
a kostium jest z h&m, ale kupiony jakieś 7 lat temu :)
katarzyna
29 stycznia 2017 at 20:18Jeju, jak pięknie. U Ciebie zawsze takie wycieczki, że aż dech zapiera :)
Ana
31 marca 2017 at 21:23Zdjęcia przepiękne! A ja mam pytanie o sukienkę gdzie mogę taką dostać? : D
tola
9 kwietnia 2017 at 09:41sukienka z ostatnich zdjęć? to The Odder Side, polska marka :)