Miasto kamiennych schodków, granatów rosnących na drzewach, pomarańczowych dachówek i wszechobecnych turystów. Choć sam Dubrownik jest pięknym miastem, to cała turystyczna otoczka trochę nas zniechęciła, ale tylko na początku. Po małym rozeznaniu się w mieście odkryliśmy miejsca mniej turystyczne, zasmakowaliśmy burgera z ośmiornicy, odwiedziliśmy Kupari – zatokę umarłych hoteli i koniec końców polubiliśmy się z południową Dalmacją.
Pora śniadaniowa to czas burka. Ten z twarogiem stał się moim ulubionym. Rano wychodziliśmy na ławeczkę nad wodę i w tych przyjemnych okolicznościach przyrody zjadaliśmy małe śniadanie.
Zatoka umarłych hoteli w Kupari (10 km od Dubrownika) robi duże wrażenie. Ruiny hoteli są pozostałością po jugosławiańskiej wojnie domowej. Okazałe hotele wybudowane dla oficjeli zostały ostrzelane na początku lat 90. Od tamtego czasu nic się z nimi nie zadziało, nikt ich nie odbudował, chociaż podobno są plany na rewitalizację. Póki co, straszą pustkami.
Powyżej widok z okna tuż po przebudzeniu. Pomarańczowe dachówki nieustannie nas czarowały, jak i pranie, które każdego dnia ktoś rozwieszał na sznurkach za oknem.
W Dubrowniku polubiliśmy się z ośmiornicą jeszcze bardziej, a zwłaszcza z burgerem z ośmiornicy, który był intensywny w smaku, a jednocześnie bardzo delikatny. Barba (sea food / street food) było bardzo niezobowiązującym miejscem, do którego wpadaliśmy na małe przekąski (krewetki w tempurze) czy obiadowe kanapki. Jedzenie było bardzo smaczne i chętnie byśmy tam wrócili właśnie ze względu na tę ośmiornicę.
12 komentarzy
malgosia
10 listopada 2014 at 12:16piekne zdjecia, bardzo podobne do wybrzeza Amalfi we Wloszech. a dalo sie dogadac po polsku z Chorwatami?
tola
10 listopada 2014 at 20:50tak, zwłaszcza, jeśli chodziło o noclegi :)
Natalia/papieriwelna
10 listopada 2014 at 14:24piękne zdjęcia! w chorwacji byłam 12 razy, ale nigdy nie zawitałam do Dalmacji. każdy region ma swój niepowtarzalny urok.
niesłychanie smutne jest to, że obok atrakcji turystycznych znajdują się właśnie opuszczone hotele lub domy podziurawione kulami.
pozdrawiam!
tola
10 listopada 2014 at 20:51wojna zostawiła ślady, my zdecydowanie lepiej czuliśmy się w tych mniej turystycznych miejscach…
Ida
10 listopada 2014 at 15:24Piękna relacja. Byłam w tym roku przez chwilę w Dubrowniku (był to przystanek w drodze do Czarnogóry), niestety spacerowałam po mieście tylko nocą. Tym bardziej cieszą więc Twoje zdjęcia – za dnia jest inny, ale równie piękny!
Kelly
10 listopada 2014 at 16:22Tolu, Twój blog to niekończąca się wycieczka do piękna. Teraz tak pomyślałam przeglądając ostatnie posty… :)
tola
10 listopada 2014 at 20:51<3
folja
10 listopada 2014 at 18:03ten hotelowy urbex mnie zaintrygował! jest coś niesamowicie przyciągającego w opuszczonych miejscach, jakkolwiek patetycznie i egzaltowanie to nie brzmi – strasznie mnie zastanawia i jara, jak to kiedyś wiecznie oblegane, kultowe miejscówki teraz straszą pustką i zieją zniszczeniem. jaka historia się za tym kryje? :>
swoją drogą, w samej warszawie można znaleźć kilka takich groźnych miejsc :)
tola
10 listopada 2014 at 20:52są nawet takie strony w necie, z listą opuszczonych miejsc. z jednej strony tajemnica, z drugiej ciekawość. muszę kiedyś się wybrać z aparatem :)
nenneke
11 listopada 2014 at 12:21Czy dobrze widzę u Ciebie fuji instaxa? :-) Zastanawiam się na zakupem, chętnie usłyszałabym Twoją opinię profesjonalisty co do tego aparatu.
tola
12 listopada 2014 at 16:59tak, to instax mini8. bardzo fajny jako dodatkowy aparat, na wyjazd, na imprezę, na jakąś okazję :) natychmiastowy wydruk daje dużo radochy! :)
sarigato
12 listopada 2014 at 11:14burger z ośmiornicy – mniam, mniam, aż chciałoby się spróbować. :) Piękne zdjęcia i piękne widoki. :)