to było zauroczenie od pierwszego wejrzenia. o miłości pisać nie będę, bo na tak poważne sprawy nie ma tu miejsca, ale muszę przyznać jedno – nigdzie nie ma (albo ja nie znalazłam, i chyba już nie chcę szukać) tak dobrego, świeżego i jednocześnie prostego (to nie zarzut, to komplement) jedzenia w warszawie jak w sto900. to moje miejsce numer jeden: na rodzinne kolacje, na weekendowe brunche, na niedzielne obiady. przyjemnie, bardzo smacznie i bez zadęcia. z ciągle zmieniającym się, sezonowym menu. oto zdjęciowy dowód:
książkowe wnętrze i kieliszki na wieszakach
sałatka z truskawkami i kozim serem
risotto z fetą, pachnące pomarańczami
sałatka thai beef w dwóch odsłonach
spaghetti z fetą, rukolą i filecikami anchois
10 komentarzy
the fashionset
13 sierpnia 2012 at 19:46Dania wyglądają smakowicie!
tola
13 sierpnia 2012 at 20:19takie też są, polecam wizytę na powiślu, jeśli jesteś z warszawy :)
Marcyanna
13 sierpnia 2012 at 20:42MMMM Yummy! Very nice blog.
Anonymous
14 sierpnia 2012 at 08:03Porcje damsko-dziecięce…
Paweł S. Piotrowski
14 sierpnia 2012 at 08:43Są też konkretne porcje mięcha jak ktoś potrzebuje sztejka wciągnąć :)
Michael Gay
14 sierpnia 2012 at 12:55the risotto is with black truffle as well and beautiful
Michael Gay
14 sierpnia 2012 at 12:57the risotto is with black truffle as well and beautiful
Jag
14 sierpnia 2012 at 18:47Jeszcze tam nie jadłam (byłam, ale weszłam tylko na chwilę, potem skierowałam swoje kroki po piwo do 1500m2), ale po Twoich zdjęciach od razu zgłodniałam. Pora się tam wybrać na coś treściwego.
Mowa liter
14 sierpnia 2012 at 20:30Uczta dla oka! Podejrzewam, że dla podniebienia jeszcze większa… ;)
Fashionitka
27 sierpnia 2012 at 21:20Byłam, jadłam i polecam! Miejsce na luzie, z przyjemną atmosferą i smakowitymi połączeniami! Plus opcja lunchowa i brunchowa ;-)!