Otwarcie sezonu piknikowego na Placu Zabaw w Warszawie. Granie w tzw. „paletki”. Minidrzemki na leżakach lub kocu, jak kto woli. Grecka uczta w Santorini. Niedziela upłynęła pod znakiem totalnego relaksu. A to wszystko za sprawą przyjazdu mamy w przeddzień jej święta.
Przed południem pojechaliśmy na Śniadanie na trawie na Plac Zabaw. Chociaż dania, które można było kupić, były bardziej obiadowe, to każdy znalazł coś dla siebie i już po paru minutach leżeliśmy na kocu i pałaszowaliśmy różne dobroci. Na talerzach znalazły się m.in. paella z owocami morza z Można mlaskać, pita z falafelami z Hummusbaru i lemoniada w słoiku (a raczej słoju) od Słoików, burrito z Urban Burritos, holenderskie mininaleśniczki z Waffiezz, lody z Lodove. Mama nie zapomniała o psie i dla niego również wzięła parę smakołyków z Psiej piekarni.
Co mi najbardziej smakowało? Moim hitem jest burrito z czarna fasolą i guacamole, które próbowałam już na Soho Food Market. Tym razem jednak skusiłam się na hummus, który był całkiem w porządku. Na deser lody o smaku liczi i maliny – idealnie orzeźwiające. Tak jak i lemoniada!
Po naszej kocykowo-jedzeniowej rekreacji przyszedł czas na trochę ruchu. Trzeba było znaleźć miejsce w żołądku na obiad, który postanowiliśmy zjeść w greckiej tawernie Santorini. Lokal znajduje się na Saskiej Kępie i jest trochę ukryty, ale gdy już przekroczy się jego progi, można poczuć się jak w Grecji. Biało-niebieski kamienny wystrój wprawia w wakacyjny nastrój.
Urządziliśmy tu sobie prawdziwą grecką ucztę.
Na przystawkę wzięliśmy dwa musy z pitą podaną z domowym masłem czosnkowym. Jeden orzechowy, a drugi z ikry dorsza. Co do wyższości jednego nad drugim, zdania były podzielone. W każdym razie obydwa były pyszne i aksamitne.
Do tego pieczony ser feta i ser owczo-kozi z boczniakami i pomidorami. Intensywność i chrupkość sera świetnie współgrała z miękkimi grzybami. Zamówiliśmy też dwie sałatki – jedna wiejską, czyli typowo grecką, a drugą ze szparagami i halloumi. Daniem głównym był zestaw różnych mięs, ale ja myślami byłam już przy deserze.
Deser okazał się strzałem w dziesiątkę. Chrupkie ciasto filo przekładane kremem śmietankowym i truskawkami. Mama wzięła mus czekoladowy z figami, który był dobry, ale bardzo słodki. Spokojnie dwie osoby mogłyby się nim najeść. Trzeci deser to połączenie kwaśnego ze słodkim – jogurtu greckiego z owocami. Mój zdecydowanie wygrywał. Cała kolacja była bardzo udana, nie tylko za sprawą pysznego jedzenia, ale też cudownego towarzystwa i panującej w środku atmosfery. Zdecydowanie do powtórzenia!
4 komentarze
Pat
26 maja 2014 at 11:30Po Twoich postach jedzeniowych zawsze chce mi się jeść!! ;( Nie czytam ich więcej :(
Kelly
10 czerwca 2014 at 20:42Hahaha, chciałam napisać dokładnie to samo!!
Ślubna Herbata
27 maja 2014 at 17:28Restauracja Santorini super wygląda w środku i oferuje naprawdę dobre jedzenie. Aczkolwiek z zewnątrz nie zachęca w ogóle! ;)
Drama
12 czerwca 2014 at 01:24Kiedyś urządzę sobie małe tournee „Kulinarnym szlakiem Toli” ; )