była kiedyś taka seria filmów: miejsca, gdzie życie ma smak. nie mogę uwolnić się od tego zdania, odkąd przekroczyłam próg magla. nasza wizyta była pod każdym względem idealna. wspaniała obsługa, przyjemny klimat i przede wszystkim doskonałe jedzenie. pan kelner wyrecytował nam całe menu jednym tchem. sześć pozycji. niby niewiele, ale jak dla mnie wystarczająco – dzięki temu każde danie jest specjałem. czekając na jedzenie, zachwycałam się wnętrzem. wiszące pranie, tajemnicze (przynajmniej dla mnie) przyrządy i piękne obrazy tworzyły domową atmosferę. nie mogłam oderwać wzroku od obrazu kobiety w niebieskiej bluzce. gdybym miała taką możliwość, z chęcią powiesiłabym sobie coś takiego u siebie na ścianie.
przejdźmy do jedzenia. na przystawkę zamówiliśmy borowiki na purée ziemniaczanym. całość była bardzo wyrazista i smakowita. jesiotr, który zamówiłam jako danie główne, był wyjątkowo delikatny. na wpół twarde warzywa były doskonałym uzupełnieniem. z tego, co mówił paweł, jego cielęcina była równie pyszna. nie odmówiłam również deseru. owoce leśne pod kruszonką smakowały wyśmienicie. idealna słodycz połączona z lekko kwaśną śmietaną.
borowiki na purée ziemniaczanym
cielęcina z warzywami i ryżem
jesiotr z aromatycznymi warzywami
owoce leśne pod kruszonką
miłym elementem naszej kolacji był fakt, że sam właściciel i szef kuchni w jednym podszedł do naszego stolika i zamienił z nami dwa słowa. to był miły gest, wisienka na torcie naszej wizyty. polecam także wywiad fro z dawidem nestorukiem, czyli wyżej wspomnianym właścicielem. z takim podejściem do prowadzenia restauracji, do klientów i do jedzenia – sukces magla był (jest, i będzie!) murowany. zdecydowanie miejsce warte odwiedzenia. slow food w najczystszej postaci, a do tego idealna obsługa. warto!
magiel café
ul. stępińska 2
warszawa
12 komentarzy
Jag
4 listopada 2012 at 16:56Dzięki Bogu, ze jestem po obiedzie, bo obśliniłabym cały monitor:) Piekne miejsce o którym słyszałam wiele dobrego i w końcu sama muszę się tam wybrać.
mowa liter
4 listopada 2012 at 17:10Ale narobiłaś mi ochoty na takie rarytasy :) Kolejne miejsce, które muszę koniecznie odwiedzić przy najbliższej wizycie w Warszawie!
ania
4 listopada 2012 at 19:45crumble! i już wiem co będzie na wieczorny deser:)
dlugadrogadodomu
4 listopada 2012 at 21:08…i zatrudniają ludzi na etat i nie pracują w święto (pobrołsowałam stronę internetową). Łał, są miejsca, które szanują siebie i swoich pracowników. Dla mnie bomba!
Agnieszka
4 listopada 2012 at 21:20Ależ soczysta prostota!
Marta K
5 listopada 2012 at 20:19dokładnie !
kelly
4 listopada 2012 at 22:12Miejsce jak miejsce, ale co za jedzenie!! Wygląda pysznie. Aż chce się przyjechać do Warszawy – nawet tylko na obiad. Chociaż w Poznaniu na pewno też jest wiele wspaniałych miejsc, ale przyznaję, ze po kilku „spaleniach”ostatnio przeszła mi ochota na eksperymenty…
dlugadrogadodomu
5 listopada 2012 at 18:36Myślisz, że są? Minęło trochę czasu, od kiedy szlajałam się po mieście w okienkach między zajęciami, więc może wypadłam trochę z obiegu, ale wydaje mi się, że niestety u nas nic z tych rzeczy.
Anonymous
7 listopada 2012 at 11:21ja niestety też nic nie znam w Poznaniu. jeśli znajdziecie coś miłego, dajcie znać! (:
Ula
4 listopada 2012 at 22:53Borowiki wyglądają ekstra, ryba zresztą też spoko, a cielęciny staram się unikać, bo jednak trochę przejmuje mnie fakt zabijania krowich dzieci;).
Agnieszka
5 listopada 2012 at 01:53bardzo klimatyczne miejsce, tak jak je przedstawiłas, myslę, że dobrze bym sie tam czuła, może nawet za dobrze;))
lipoooo
10 listopada 2012 at 20:03Bardzo ładne zdjęcia, ciekawie ukazują to co dla oka nie zawsze jest takie oczywiste ;) Pozdrawiam serdecznie!