Kukbuka miłośnikom jedzenia nie trzeba przedstawiać. Nieważne, czy uwielbiasz gotować w swojej własnej kuchni czy dajesz się uwieść potrawom przygotowanym przez restauracyjnych kucharzy, istotne jest to, że jesz nie tylko po to, by żyć, ale by się cieszyć jedzeniem, smakować, próbować i eksperymentować. Kukbuk jest dla wiecznie głodnych, dla spragnionych kulinarnych wrażeń. Wielki format, piękne zdjęcia, przepisy dostosowane do sezonowych zachcianek, felietony pisane przez najlepszych. To wszystko sprawia, że przez ponad godzinę czytania nieustannie cieknie ślinka, a nad kartkami unosi się zapach pysznego jedzenia.
Co najbardziej podoba mi się w Kukbuku? To, że w dużej części tworzą go osoby związane z blogosferą. Czytanie rozpoczynam od tekstów i przepisów dziewczyn: Ani ze Strawberries from Poland i Moniki z Gotuje, bo lubi. Ich blogi należą do moich ulubionych. Przepis na granolę robi furorę! Co prawda, bardziej niż w sztuce mięsa odnajduje się w daniach vege, to i tak cały numer przeczytałam od deski do deski.
Podoba mi się pomysł podziału magazynu na pory jedzenia: śniadanie, obiad i kolację. Tu nie ma miejsca na przypadek. Od pierwszych stron, od małego śniadania poprzez syty obiad, mam apetyt na więcej, aż do wieczora, gdzie potrzeba smaku sięga zenitu. Gdy kończysz czytać, chcesz jeszcze. Szczególnie cenię felietony Agaty Wojdy i Macieja Nowaka. Ich doświadczenie w kuchni jest nieocenione. W trzecim numerze spodobał mi się również wywiad z Beatą Sadowską i wizyta w jej kuchni. Pomysł na tematyczne kosze piknikowe – genialny! Do tego mnóstwo pięknych sesji i kolejna przecudna okładka. Fajnie, że na stronie internetowej można zajrzeć za kulisy sesji, a do tego załoga jest otwarta i chętnie nawiązuje kontakt z czytelnikami. Oby tak dalej!
4 komentarze
Droga do Domu
29 maja 2013 at 10:13We mnie „Kukbuk” wzbudza mieszane uczucia. Jest wesoły, w dużym formacie, kolorowy i pstrokaty. Czytając go przed kilkoma dniami (wreszcie)prawie od deski do deski, miałam poczucie chaosu, gdy skończyłam. Czytałam jeden felieton i nie potrafiłabym powiedzieć, co było celem dla autorki. Felieton o pani, która chciała zostać wegetarianką, ale jej nie wyszło też jest dla mnie trudny do wydobycia z chaosu – jaki jest morał z jej pisania? Drażni mnie formatowanie i czcionki – ich różnorodność naprawdę przeszkadza, teksty nie są wyjustowane (na pewno celowo, ale wzmacnia to poczucie chaosu). Mają przepiękne okładki, zwłaszcza ujęła mnie pierwsza, przyjemne zdjęcia. Podoba mi się to, że pokazują na grafice ile km musi przebyć dane jedzonko, żeby do mnie trafić i działają tym na wyobraźnię. W tym numerze bardzo się ucieszyłam, bo podali namiary na sklep online, gdzie można kupić kultury bakterii do samodzielnego zrobienia jogurtu. No i dowiedziałam się, że mienie psa jest boho ;)
Gdzieś podskórnie bardziej przemawia do mnie „Smak”, ale z każdym numerem „Kukbuk” mnie kusi i lecę kupić, jak tylko się pojawia (czas pomyśleć o prenumeracie…).
til
1 czerwca 2013 at 06:28Tola, a skąd masz tę chustę/szal/komin/cokolwiek to jest? ;)
tola
2 czerwca 2013 at 12:25z „wyglądasz jak chłopak” polska marka ;)
Funnylittlefrog
3 czerwca 2013 at 00:00Właśnie kilka dni temu po raz pierwszy kupiłam Kukbuka – weszłam do sklepu z zamiarem kupienia czego innego, wyszłam z Monitorem i Kukbukiem. Przyznam, że głównie ze względu na zdjęcia, bo ze mnie raczej marna kucharka. Zdjęcia i ogólnie grafika, jak dla mnie super, fajne pomysły na śniadania, podobał mi się też m.in. artykuł o jedzeniu w malarstwie holenderskim. Myślę, że gdybym była nieco bardziej zaawansowana w gotowaniu, to byłabym stałą czytelniczką.