lubię wracać do krakowa. bez względu na pogodę czy porę roku, to miasto przyciąga mnie do siebie jak żadne inne. a tym razem mgła i mały mróz sprawiły, że jeszcze przyjemniej wędrowało się od knajpy do knajpy. oto zapiski z poszczególnych lokali.
burgery. zdecydowanie najlepsze. płaskie, wypełnione po brzegi pysznymi dodatkami, po prostu pyszne. moaburger (ul. mikołajska 3) to nasz stały punkt krakowskiego programu. pierwsze kroki po przyjeździe skierowaliśmy właśnie tutaj i jak zwykle nie zawiedliśmy się smakiem. kotlety vege równie pyszne jak mięsne. próbowałam, polecam.
nowa prowincja (ul. bracka 3-5) to również nasz knajpiany ulubieniec. nigdzie w krakowie nie ma tak pysznej czekolady jak tutaj. miejsce niepozorne, ale z klimatem. i to pianino! tym razem spróbowaliśmy też grzańca. z goździkami, orzechami i pomarańczą, pycha.
spacer na kazimierz zaliczony. tak samo jak wizyta w momencie (ul. józefa 26), który pamiętamy z dobrych trunków i przemiłej obsługi. napój imbirowy nie miał sobie równych. chłopcy skupili się na alkoholu, a ja na wyjadaniu pomarańczy ze szklanki.
powrót w okolice rynku i kolacja w la petite france (ul. św. tomasza 25). od progu zapachniało serami, którym nie mogłam się oprzeć. zupa cebulowa też niczego sobie. oraz ściana pyszności – zdecydowanie wykupiłabym połowę asortymentu, gdybym mogła.
wino, dużo wina. krakowskie charlotte (pl. szczepański 2) bez tłumów, za to z miłą i fachową obsługą. zdecydowanie jeden z lepszych punktów wieczoru, a deska serów za 9 zł to mistrzostwo świata.
śniadanie w dyni (ul. krupnicza 20) pełne słońca i widoków na piękny ogród. latem musi wyglądać bajkowo. jeśli chodzi o jedzenie, to krakowski twarożek okazał się serkiem śmietankowym, ale ponoć jajecznica smakowała obłędnie. brakowało świeżo wypiekanego chleba, ale i tak było przyzwoicie.
karma (ul. krupnicza 12), wegetariańsko-wegańska knajpa, to odkrycie tego wyjazdu. surowy wystrój w skandynawskim stylu zdecydowanie przyciąga. przyszliśmy tylko na kawę (paloną na miejscu, najlepszą w krakowie!), a mnie dodatkowo skusił sernik. niebo w gębie.podpatrywałam, co jedzą inni i zarówno pancakes’y, jak i zupy wyglądały niezwykle smakowicie.
tuż przed wyjazdem odwiedziliśmy także pierogowy raj (ul. sławkowska 25), który polecił nam pan taksówkarz. 50 smaków do wyboru, a my wszyscy skusiliśmy się przede wszystkim na ruskie. zdjęć brak, bo trzeba było szybko jeść i uciekać na pociąg. do następnego!
17 komentarzy
Sayid
24 listopada 2012 at 01:29kocham. kocham wszystko. bywam często.
Pauli
24 listopada 2012 at 09:41Tola, to kiedy Wrocław? :)
tola
25 listopada 2012 at 01:29oj, chciałabym, tylko trochę daleko :(
magic fashion
24 listopada 2012 at 10:13muszę się kiedyś wybrać
the view from the cottage
24 listopada 2012 at 16:41wspanialy informatywny blog i teraz jeszcze crakow! milo wiedziec dokad pojsc na przysmaki!
dziekuje
tola
25 listopada 2012 at 01:28to ja dziękuję (;
Cimnaa
24 listopada 2012 at 16:50ale narobiłaś mi smaku!
Agnieszka
24 listopada 2012 at 18:41Na takie knajpowe wędrowanie to trzeba mieć gruby portfel :D
tola
25 listopada 2012 at 01:28niekoniecznie (; grunt to gospodarność!
Małgorzata Bijak
27 listopada 2012 at 13:15Dali na ścianie ! To wystarczyło, żebym chciała zajrzeć do tego miejsca… ;))
M.
28 listopada 2012 at 18:56teraz mam wielki apetyt na Kraków :)
rzeczoksiazkach.pl
28 listopada 2012 at 23:27Kraków uwielbiam! Gdy będę się znów tam wybierać, na pewno odwiedzę kilka z opisanych przez Ciebie miejsc :-) Byłam w Nowej Prowincjii i jako miłośniczkę psów(bez psa) urzekło mnie, że można tam przychodzić ze swoim czworonogiem właśnie :-)
bajowka
1 grudnia 2012 at 17:44Kraków kojarzy mi się właśnie z takimi smakami i miejscami;)
Cocci Nelle
6 grudnia 2012 at 22:19Fajne, zwięzłe opisy i do tego przepiękne zdjęcia. No i miejsca niebanalne… :)
zoszo
8 stycznia 2013 at 18:34W Prowincji mją najpesza tarte cytrynową! Nastepnym razem odwiedz odcinek miedzy Kazimierzem a Podgorzem- okolice kładki :) Latem polecam pigwówkę i tarte truskawkową w Mostowej Art Cafe :)
Jesli lubisz wieczorem ze znajomymi napic sie i zamowic ciekawą dekę czegoś to… polecam w Bunkrze Sztuki (za rogiem od Charlotte) deske precli na ciepło z różnymi dipami. Cena tez ok 9zł :)
Monika Dąbrowska
3 lutego 2013 at 22:16No ja nie znam gorszej obsługi niż ta w Dyni i jedyne co tam mają fajne to to, że podają herbatę w dużych kubkach. Zazdroszczę podejścia – Tobie wszystko smakuje i wszędzie się podoba :]
tola
4 lutego 2013 at 13:31w dyni było przyzwoicie, tak jak napisałam, ale nie super.
nie wszędzie mi się podoba, ale też często idę tam, gdzie chodzą znajomi/rodzina i polecają, więc raczej rzadko wracam niezadowolona.