smaki budapesztu. tym razem niekoniecznie węgierskie. na tle obrusów w biało-czerwoną kratę, które gościły w co drugiej knajpie. spróbowaliśmy hummusu i belgijskich burgerów. zjedliśmy dania greckie w rosyjskiej knajpie (w której zamiast dwóch szklanek wody podali nam dwie szklanki wódki, na szczęście to nie ja wzięłam pierwszy łyk). ze wszystkich smaków najmilej wspominam świeży chleb wypełniony po brzegi rodzynkami i orzechami oraz świeży ser brie, kupiony w sklepie ze zdrową żywnością i zjedzony na ławeczce nad dunajem.
Previous Post
gerlóczy kávéház
Next Post
flowers in my head
4 komentarze
Bawełniana
17 września 2012 at 10:42Budapeszt zapowiada się niesamowicie smacznie, a człowiek, jedynie oglądając zdjęcia, już robi się 'hung(a)ry’. Dotąd kojarzyłam Węgry głównie z niecodziennym dla ucha językiem, chyba pora to zmienić.
tola
17 września 2012 at 22:09budapeszt ma klimat, polecam podróż tam :]
Ula
17 września 2012 at 21:13Wóda zamiast wody?? Haha już widzę jak biorę łyka będąc bardzo spragnioną;)
tola
17 września 2012 at 22:09akurat byliśmy bardzo spragnieni :D