Pierwszy wolny weekend od tygodni, więc plany takie, że hoho. Odpoczywać to trzeba umieć, jak to się ładnie mówi, a w planie mojego odpoczynku zanotowano: pieczenie chleba (nie zrealizowano), przeczytanie gazet, które czekają od czerwca (nie zauważono), ogarnięcie zdjęć z Sardynii (maju, gdzieś ty był!) (nie skomentuję), wpis na bloga (robi się!). Także tak. A wpis pod tytułem: ładne chwile ostatnich tygodni. Bo gdy ktoś dziś zapytał, o czym jest mój blog, to ja tak trochę nie wiem i się wstydzę, że o niczym, ale głos z tyłu (Kasia!) rzekł, że o ładnym życiu (innymi słowami to chyba było, ale taki wydźwięk), więc ja tu o dobrociach teraz będę. Głównie jedzeniowych, ale nie tylko, więc sobie popatrzcie.
1. Opasły Tom. Zawsze bez zarzutu i bez zawodu. W natłoku nowości ostoja porządnego lokalnego jedzenienia.
2. Jak przestałem kochać design. Wszystko, co wychodzi z wydawnictwa Karakter prędzej czy później trafia w moje ręce. Ta książka to idealny rozśmieszacz i skupisko genialnych anegdot z czasów, które każdy (?) z nas choć trochę pamięta.
3. Kawa, Kurhaus. Trójmiasto zahaczone tylko przejazdem, ale udana kawa to podstawa każdej podróży, a ta trafiła się wręcz wybitna.
4. Stodoła Wszystkich Świętych Zwana Oczyszczalnią. Jedno z moich ulubionych miejsc na wesele. Lubię tam wracać.
5. Spaghetti aglio, olio e peperoncino. Jak mąż przygotuje, to nie ma sobie równych! (A eustomy najpięknejsze!)
6. Brunch, barStudio. Jeden z przyjemniejszych posiłków jedzonych na dworze (wyobrażam sobie, że mógłby to wszystko przygotować sam Ottolenghi), przy dźwiękach wygrywanych przez Maseckiego. Co niedziela, polecam.
7. Zachód słońca po burzy, który wygrywa wszystko.
8. Dym na wodzie w Ustce. To jest śledź. Okoliczności były ciekawe, a śledź bardzo w porządku. Sałatka z kalmarami też, ale nie załapała się na zdjęcie.
9. Podróże z Kasią. I moje patrzenie na to, jak Kasia rozmawia i zadaje ważne pytania. A później wszystko ląduje na blogu o Bogu.
10. Śluby. To, że są w plenerze i w wielu pięknych miejscach. Że coraz więcej osób chce to zrobić inaczej, a ja chętnie temu się przyglądam i uczestniczę.
11. Beza w restauracji Trawisz. Najlepsza, bo ciągnąca się jak krówka. W niedawno otwartej restauracji Trawisz, której wróżę wiele dobrego, zwłaszcza po spróbowaniu paru dań pełnych zielonych smaków.
12. Bez pracy nie ma kołaczy. Radosny pisk na myśl o tym cudownym, pełnym masła orzechowego (bardzo!) i nutelli (mniej!) smaku. Targ śniadaniowy na Żoliborzu bardzo się poleca.
13. Bób. Pod każdą postacią. Najlepszy to ten ugotowany w domu, z koperkiem i fetą. Plus masło, ale masło to zawsze, więc nawet nie trzeba wspominać. A ten w Tapage z kurkami i hummusem był bardzo okej.
14. Roślina. Ja po prostu uwielbiam tam przychodzić. Dla leżaków w ogródku. Dla spaceru przy Płatniczej. To taka kawiarnia z sąsiedztwa z porządnymi kanapkami (cheddar, kiszona kapusta, pomarańcza, miłość) i przemiłą atmosferą.
15. Dom. Restauracja, w której bajecznym ogródku można się zakochać. Tak jak i w kuchni. Ostatnie hity to: lody o smaku solonego karmelu, krem cytrynowy, sernik kozi i chłodnik z arbuza.
16. Tarta z musem z białej czekolady. Porzeczki zamienię na granat i mam swoją ulubioną tartę, którą jem za każdym razem w Ministerstwie Kawy.
17. Las. Mój ulubiony. Idealny na koniec dnia.
A was, co ciekawego spotkało w ostatnim czasie?
PS Wisienką na torcie jest świeca ITTAR z kolażowego zdjęcia. Jej obłędny zapach budyniu śmietankowego roznosi się właśnie po całym mieszkaniu.
13 komentarzy
Czekolada z Migdałami
2 sierpnia 2015 at 20:15Ładne życie – to mi się podoba! I czy ja zawsze muszę oglądać piękne jedzenie wieczorem? Ah, zjadłabym to wszystko! Piękne zdjęcia :)
Marysia
3 sierpnia 2015 at 01:10To zdaje się, że się minęłyśmy na Targu, muszę spróbować następnym razem kołacz. Ładne Twoje ładne życie, bardzo.
mitek
3 sierpnia 2015 at 11:01zgłodniałam ;<
tola
6 sierpnia 2015 at 11:07ciągły głód to moje życie :< mituś!
ka
3 sierpnia 2015 at 13:10coś jak „dobra muzyka, ładne życie” rasmentalismu. jezu, jakie piękne zdjęcia. co jedno to lepsze, mogłabym tak scrollować w górę i w dół bez końca. wygląda jak katalog z najpiękniejszymi zdjęciami z lata (szkoda, że nie do kupienia!).
tola
6 sierpnia 2015 at 11:06ojej <3
ola
3 sierpnia 2015 at 15:17Tolu! Co to za piękna spódnica (?) z 16. zdjęcia? Boska!
tola
6 sierpnia 2015 at 11:06z 15 może? :) z The Odder Side, polska marka, którą warto obserwować :)
k
3 sierpnia 2015 at 19:51aach ale piękny ten zachód po burzy!!
Asia
3 sierpnia 2015 at 20:10Wszystko takie smakowite! :) tylko proszę popraw eustemy na eustomy ;)
tola
6 sierpnia 2015 at 11:05dzięki, poprawione! :)
padusia
4 sierpnia 2015 at 08:43Na prawdę można zgłodnieć po takiej dawce jedzonkowych fotek. O książce „Jak przestałem kochać design” słyszałam już tyle dobrego, że w końcu ją przed chwilą kupiłam :) W polskiej dośc pesymistycznej rzeczywistości chwalenie się ładnym życiem czy chociaż ich ładnymi momentami jest jak najbardziej wskazane. Zdecydowanie miło się czyta/ogląda takie blogi jak Twój! Pozdrawiam :)
Wiola Starczewska
27 sierpnia 2015 at 21:59U mnie tak: espresso z lodem na plaży Vagueria, koło Aveiro, w Portugalii, rozmowa na skype z koleżanką, która mieszka w Dublinie, vinho verde z nowo poznanym, całkiem przystojnym i sympatycznym mężczyzna, książka Johna Greena „Papierowe miasta” czytana po portugalsku, ufff!