Z pogodą u nas bywa różnie. Mówi się, że są dwie pory roku, lato i ta druga – trwająca dziewięć miesięcy w szarości. Coś w tym jest, ale ten moment po lecie, gdy wrześniowe światło rozlewa się kolorami na drzewach, a szyja już opatulona szalikiem czeka na chłodny powiew wiatru, jest najpiękniejszym spełnieniem złotej jesieni. Jeszcze można zjeść gałkę lodów na spacerze i mrużyć oczy, patrząc na słońce. Lubię taką jesień i to co po niej następuje również. W 11 punktach podpowiadam, jak przeżyć tę porę roku i nie zwariować od nadmiaru szaroburości.
1. Sweater weather. Wreszcie można się schować w swetrze. I to takim wełnianym, bez żadnych ulepszaczy. I ten moment, ulubiony, gdy rękawy kończą się w połowie dłoni i miękkość wchodzi przez linie papilarne, prosto do serca.
2. Seriale. Wszystko, co dobre, wraca jesienią. Za mną pierwszy odcinek nowego sezonu Grey’s Anatomy (nie, nie mogę przestać patrzeć na Meredith, tak bardzo mnie do siebie przyciąga). A tak naprawdę czekam na Black Mirror i trzeci sezon The Affair.
3. Miód, imbir i cytryna. To podstawa moich wspomagaczy. Oprócz butli wina, ale to jeszcze większy standard, więc nie wspominam, a trójca wspomniana wyżej sama w sobie, bez grama herbaty, powoduje, że robi się cieplej, nie tylko w żołądku.
4. Burrito. Nie, nie chodzi mi o jedzenie, ale o stan, w którym chodzenie w kocu po domu to wieczorowy rytuał. I leżenie w nim, i nieruszanie się przez pół dnia albo i dłużej. Odwijam się z niego tylko po to, by zostać przejętą przez kołdrę.
5. Książki. Jak w burrito, to tylko z dobrym serialem (patrz wyżej) lub jeszcze lepszą książką. Marzy mi się jesień pełna takich cudownych odkryć jak Małe życie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego, i jednocześnie polecanego wszędzie, a jak wiadomo, rzadko te dwie rzeczy idą w parzę. Na pewno w tym miesiącu sięgnę po Ch…ową Panią domu, gdyż wielbię pisanie Venili. Co jeszcze, co jeszcze?
6. Warszawski Festiwal Filmowy. Uwielbiam ten moment kreślenia x na kartce z listą filmów i planowania wycieczek do kina wieczorami. Na WFF zawsze wyszukuję coś polskiego, coś skandynawskiego i oprócz dramatów, które uwielbiam, mam jeszcze chęć na coś wesołego (ku zadowoleniu męża). W tym roku na pewno chcę obejrzeć Lokatorki i Księżycowe kundle.
7. Zapach. Następuje zmiana, z lżejszego letniego na mocno drzewny i bardziej intensywny. Najpiękniejszy zapach to ten po złamaniu gałązki, ale w tym roku rządzi róża turecka i welurowe wnętrze w Paestum rose.
8. Pilates. W kontraście do owijania się w szaliki i kulenia się w kocach jest też czas na rozciąganie i poszukiwanie wewnętrznego spokoju. To w pilatesie lubię najbardziej.
9. Spokój. To ten czas, kiedy nie muszę chwilowo tłumaczyć, czemu zamiast szaleć na mieście, chcę zostać z książką, z serialem, z mężem (niepotrzebne skreślić) w domu. Moje introwertyczne zamiłowanie do spędzania czasu ze sobą jesienią jest jakby łatwiejsze. Przecież jest zimno, ciemno, nic tylko się smucić – a moje wnętrze się raduje.
10. Mgła. Stan nieba we mgle to najpięknieszy element pogodowy. Mleko rozlane w powietrzu budzi we mnie przeogromne pokłady radości. To tak jakby wejść w chmurę, w pianę w wannie lub w watę cukrową. Sama słodycz i dobro.
11. Wolne weekendy. Po intensywnym sezonie fotograficznym wreszcie mam czas, by wrócić do siebie, zająć się sobą, skupić się na sobie (trochę więcej „ja” w tej jesieni) i ciut odpocząć, czyt. wyjechać gdzieś albo po prostu zostać cały dzień w domu. Niech ten stan trwa, bez wyrzutów sumienia i zgodnie z potrzebą organizmu. To jest mój czas.
A Wy jak sobie radzicie z jesienią? Macie swoje ulubione jesienne rytuały? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać. Jestem ciekawa, czy jest nas więcej, jesiennych miłośników. Tymczasem oficjalna prośba do jesieni: Autumn, please be good.
11 komentarzy
Marysia
25 września 2016 at 21:44Aaaa to już znów można patrzeć na Meredith? Przegapiłam :) Gdzie Tolu chodzisz na pilates? Szukam sobie miejsca :) Jesieni, bądź dobra!
tola
28 września 2016 at 21:52do dobrzemitu :)
a z meredith już dwa odcinki! niby to wszystko to nic nowego, ale lubię wracać do grey’sów :)
Marysia
28 września 2016 at 22:35Dużo dobrego słyszałam o dobrzemitu, chyba w końcu muszę to sprawdzić :) To prawda, mam z greysami tak samo!
agata bieleń
25 września 2016 at 21:48♡ Ja właśnie w tym swetrze, pod kocem (burrito ♡), z winem pod ręką zamawiam mój zapach jesienny… To dobry czas dla wrodzonej melancholii. W tym smutku naturalnym rodzą się rzeczy piękne. Ściskam mocno!
tola
28 września 2016 at 21:53tak, to dobry czas, właśnie z tego powodu… :)
Kasia
25 września 2016 at 22:50Czekamy na te same seriale. :-)
Książka „Małe życie” ciągle przede mną. Z cyklu książek, o których było głośno i warto przeczytać to polecam „Cień wiatru”. Świetna lektura.
tola
28 września 2016 at 21:53znam, czytałam :) a małe życie, mimo że ciężkie, to warte.
Veganama
26 września 2016 at 20:59Ja dopiero zaczęłam oglądać na Netflixie The Affair i oderwać się nie mogę :D
tola
28 września 2016 at 21:54bo to dobry serial jest! :)
Ania | Wrzosy w podróży
27 września 2016 at 01:53Akurat mi się jesień nie kojarzy z szaroburością, a piękną kolorową przyrodą. Nie ma nic lepszego niż wybrać się na spacer do lasu liściastego. Część twoich sposobów na przetrwanie jesieni stosuję zimą :)
tola
28 września 2016 at 21:54to zależy od pogody ;) zimą też się przyda mój „poradnik” :))